Najpierw należało zarejestrować się na stronie wypożyczalni (www.veturilo.pl), a następnie zapłacić kaucje w wysokości 10zł. Niby nic trudnego. Jednak, gdy wpisałam podstawowe dane, próba wpłacenia kaucji okazuje się małym wyzwaniem. Opcja przelewu była trudna do znalezienia, mogłam tylko dokonać płatności kartą. W przypadku braku takiej karty zapał rowerowego naturszczyka stygnie, chyba, że skorzysta z cudzej. Dodatkową wadą systemu była jego nieintuicyjność. Niektóre strony wyświetlały się w języku angielskim, a niektóre po polsku, przez co całość wyglądała niespójnie.
Kiedy myślę o systemie rejestracji, czyli właściwie sposobie korzystania z wypożyczalni, nasuwa mi się pytanie dla kogą będą przeznaczone rowery. Nie wiem czy twórcy systemu wzięli pod uwagę ograniczenie, jakim jest dostęp do Internetu. Podejrzewam, że ludzie ze starszego pokolenia nie będą potrafili z wypożyczalni Veturilo skorzystać.
Po problemach z rejestracją (gdy wreszcie udało mi się dokonać wpłaty i zalogować) moje konto użytkownika serwisu od tej chwili było aktywne. Otrzymałam pin, hasło, regulamin wypożyczalni i mogłam udać się do najbliższego punktu po rower.
Jeden z punktów wypożyczalni mieści się przy metrze centrum, koło Rotundy. Stacja nr 6310 przypomina bardziej skomplikowany parkomat. Znajdziemy na nim przejrzystą instrukcję obsługi w kilku językach, mapkę wszystkich wypożyczalni razem z adresami oraz dane kontaktowe Veturilo. Obok stoi ponad 20 zgrabnych, identycznych, niebiesko-szarych, odrobinę przytłoczonych reklamami rowerów. Wyglądają solidnie, mają wygodne siodełka i koszyki na kierownicy, przypominają rowery miejskie.
Aby uwolnić rower ze stojaków, równie eleganckich, jak same dwukołowe pojazdy, musiałam się zalogować. Logowanie nie nastręcza problemów, wystarczy podać numer telefonu lub karty płatniczej i pin. Dla zapominalskich została stworzona opcja „zapomniałeś pin”, po jej wybraniu nowy pin jest automatycznie wysyłany SMS’em na telefon komórkowy.
Po kilku technicznych niedogodnościach związanych z odpięciem roweru, można było wyruszyć w drogę. Wieczorna przejażdżka po Śródmieściu była czysta przyjemnością, głównie za sprawą profesjonalnego i wygodnego siodełka. Publiczne rowery Veturilo mają elegancki wygląd i wspaniale nadają się do rekreacyjnej jazdy, należy jednak omijać dziury i wyboje. Bo Veturilo to nie rowery górskie. Wadą jednośladowców są duże reklamy na tylnich kołach, które odbierają im urok, a dodają tandetnego wyglądu.
Każdy bicykl ma szerokie siodełko, sprawne przerzutki i łatwą do regulacji wysokość siodełka i kierownicy. Nawet najwięksi rowerowi laicy przygotują się do jazdy w parę minut. Innym plusem rowerów Veturilo jest stosunkowo tanie wypożyczenie. Początkowa kaucja (10zł)to jedna z wyższych czekających nas opłat. Za jazdę do 20 minut nie zapłacimy nic, za pierwszą godzinę złotówkę, następną 3zł, trzecią 5 zł, a czwartą i kolejne 7zł.
Warszawiacy tłumnie udali się do wypożyczalni. Chętnych było tyle, że pierwszego dnia o godzinie 19 w wypożyczalni w centrum zostało zaledwie kilka rowerów. Nic dziwnego. Rower jest ekonomiczny, tani i dobry dla zdrowia. Mimo, że sam system ma kilka irytujących niedociągnięć, to wydają się one mało istotne. Bo jakie znaczenie ma nie do końca spójny system rejestracji, jeśli w zamian dostajemy jedną z pierwszych, tak nowoczesnych wypożyczalni rowerów w Warszawie? Według mnie niewielkie.
Agnieszka Przedpełska