Posypały się negatywne oceny. Wszyscy się zniechęcili – dzieci, rodzice, nauczyciele, dyrekcja. Ale nie matematyka, która ciągle czeka aż nareszcie zostanie zrozumiana i wzbudzi fascynację.
Po debiucie królowej nauk na egzaminie maturalnym, przyszedł czas na podsumowania. Przecież zdobycie 30% punktów na poziomie podstawowym nie powinno stanowić żadnego problemu dla najbardziej przeciętnego ucznia – to właśnie oni stanowią normę przy wyznaczaniu wymogów i zadań. Okazało się, że w wielu województwach i powiatach, matura z matematyki wypadła fatalnie. Nie zdało wielu uczniów, co oznaczało niezaliczenie całego egzaminu i konieczność poprawiania. Równoznaczne było to z niemożnością pójścia na studia – nawet humanistyczne, zupełnie z matematyką niezwiązane.
Uczniowie nie lubią matematyki. Taki przynajmniej panuje nadal pogląd. Uważają ją za trudną, nieprzydatną i nudną. Nawet prywatne lekcje nie pomagają w odzyskaniu chociażby motywacji do jej zrozumienia. Gdzie tkwi błąd? Kuratoria oświaty, rodzice i uczniowie przerzucają tylko wzajemnie winę, bo znaleźć winowajcę przecież trzeba.
Czy to nauczyciele zniechęcają coraz skuteczniej uczniów do matematyki? Czy ministerstwo przygotowuje zbyt wąskie i płytkie programy? A może to uczniowie stają się coraz bardziej leniwi, ponieważ we wszystkim wyręczają ich komputery? Rodzice, których na to stać, fundują swoim dzieciom korepetycje, ponieważ takie indywidualne lekcje pozwalają nie tylko nadgonić niezrozumiały czy opuszczony materiał, ale także znaleźć się ponad poziomem umiejętności pozostałych uczniów w klasie. Ale czy o to w tym wszystkim chodzi?
pl