"Skyfall" jest dokładnie taki, jak tytułowa piosenka w wykonaniu Adele – klimatyczny, niespieszny, wyrazisty, wielowarstwowy. I osobisty. Przede wszystkim osobisty, możliwe, że najbardziej ze wszystkich filmów, w których pojawiał się agent 007. Niebondowskie kino z Bondem w roli głównej.
Nie oznacza to oczywiście braku dynamicznych pościgów, efektownych strzelanin i dramatycznych zwrotów akcji – bondowska konwencja nie zostaje naruszona, nawet jeśli pod tym względem "Skyfall” prezentuje się niczym ubogi kuzyn "Casino Royale” Martina Campbella.
To wszystko stanowi jednak tylko tło dla opowieści o walce z duchami przeszłości, świadomości upływającego czasu oraz braniu odpowiedzialności za własne czyny. "Skyfall” korzysta z wszelkich dobrodziejstw pięćdziesięcioletniej historii agenta 007, wpisuje się w realistyczne założenia filmów z XXI wieku, ale jednocześnie jest czymś zupełnie innym. Nowym, ekscytującym początkiem.
net